Solidarność to znaczy razem

Komornicki Andrzej

Biogram w Indeksie Osobowym SSS

Andrzej Komornicki (ur. 24.08.1944; zm. 19.07.2023), chirurg ortopeda, wieloletni pracownik Kliniki Ortopedii Collegium Medicum UJ (wcześniej Akademii Medycznej).

Był członkiem NSZZ "Solidarność" w Klinice, także w okresie stanu wojennego tzn. płacił składki, kolportował niezależną prasę i wydawnictwa, przekazywał informacje, wspierał ukrywających się i osoby represjonowane.

Po wprowadzeniu stanu wojennego pomagał w ukryciu Jana Ciesielskiego, Stanisława Handzlika i Edwarda Nowaka - przywódców strajku w Hucie im . Lenina, którzy zdołali uciec po pacyfikacji strajku 15/16 grudnia 1981.

Wspomnienie Jana Ciesielskiego: Było to 20, może 21 grudnia 1981 r. Łączniczka Basia, którą nazywaliśmy "Banderka" załatwiła nam - Staszkowi Handzlikowi, Edkowi Nowakowi i mnie - kolejne miejsce, gdzie mieliśmy ukrywać się przez kilka dni. Miała to być plebania przy starym drewnianym kościółku na Woli Justowskiej. Zjawiliśmy się tam pod wieczór, mróz, ciemno... Pukamy raz i drugi, w końcu po długiej chwili uchylają się drzwi. Jakaś kobieta przez szparę mówi, że księdza nie ma, a ona nic nie wie i zatrzaskuje te drzwi. Co tu robić? Godzina milicyjna coraz bliżej... Wróciliśmy do "Banderki", która mieszkała niedaleko w wynajmowanym pokoju. Poszła gdzieś, po chwili patrzymy - wraca z facetem ubranym w czerwony kombinezon, z plecakiem na plecach. To był Andrzej Komornicki, w stroju goprowca. Powiedział, że weźmie nas do kliniki. Ruszyliśmy do tramwaju w Cichym Kąciku: na początku Andrzej, a potem nasza trójka. Oczywiście zachowując spore odstępy, żeby nas wszystkich razem nie zgarnął jakiś patrol milicyjny. Pustym tramwajem, każdy w innym kącie, dojechaliśmy pod Pocztę Główną. Tam wysiedliśmy i znowu za Andrzejem na Kopernika, do kliniki. Trochę emocji było jak mijaliśmy Dom Turysty (dzisiaj Hotel Wyspiański). Stał tam gazik z zomowcami w środku. Silnik pracował, bo był mróz, a im się chyba nie chciało wyjść z ciepłego samochodu. Już mieli wtedy listy gończe za nami... Doszliśmy do budynku Kliniki, tam był Jacek Marchewczyk, który przejął nas od Andrzeja i zaoferował miejsce do spania na sali operacyjnej.