Solidarność to znaczy razem

Do strajku włączyliśmy się od razu

Do strajku włączyliśmy się od razu, w pierwszych godzinach. Nawet gdybyśmy nie chcieli, to musielibyśmy się włączyć. Bo momentalnie w tym pierwszym dniu ludzie zaczęli przynosić nam różne rzeczy. W sali katechetycznej wystawiłem słoiki, każdy co mógł, to przynosił, żeby wesprzeć strajkujących. Od pierwszego dnia organizowaliśmy zbiórkę pieniędzy. Potem przecież była akcja na ogromną skalę, z całej Polski. Ja mam listy do dzisiaj. Z całej Polski przywozili ludzie dary tutaj, nie na Mistrzejowice. Ks. Jancarz w czasie strajku był u mnie dwukrotnie, prosząc, żebyśmy przekazali tam korespondentów, którzy u nas przebywali, bo oni nieustannie siedzieli u nas w kancelarii przy telefonie. Była korespondentka z Niemiec, potem Bobiński z "Financial Times" i Francuzi tam byli. Koledzy "chodzili" na Kombinat, z drukarni przynosili prasę podziemną, m.in. "Hutniki", całe nakłady. Żona Maćka Macha nosiła "Hutnika" niepociętego, myśmy go cięli, składali w salach i przerzucali na Kombinat. Ci korespondenci strasznie chcieli mieć jakieś zdjęcia. Więc raz jednego przerzucili na teren Kombinatu. Potem jakoś trudno było, to koledzy brali aparaty, "chodzili" na Kombinat i przynosili im z powrotem. Cała centrala była tutaj w Duszpasterstwie Hutników na os. Szklane Domy, Mistrzejowice były za daleko. My byliśmy bezpośrednio na trasie do Kombinatu, poza tym byliśmy dobrze zorganizowani. Strajk przeżywaliśmy bardzo mocno, siedziałem tu zawsze do północy, bo czekałem na zejście zmiany dziennej, to jeszcze wpadali koledzy, przekazując jakieś informacje. Potem, jak był już strajk absencyjny, po rozbiciu strajku, to oni tutaj przychodzili na naradę: co robić dalej? Jak się zachowywać? Był u nas wtedy Zbigniew Romaszewski, Zbyszek Fijak i Rokita. Wtedy podjęto ustalenia (mam to pismo), że to u nas wypłacany będzie ekwiwalent za stracone dniówki. Do dzisiaj przechowuję listy osób biorących udział w strajku. Poza tym mieliśmy się zajmować sprawami kolegiów do spraw wykroczeń, przed którymi stawali uczestnicy strajku. Pieniądze dostawałem między innymi od ks. Jancarza, bo on też zaczął zbierać. Otrzymaliśmy od niego milion złotych, bo nam zabrakło na te kolegia, bo trzeba było płacić duże kwoty. Wspomagała nas także pani redaktor Hennelowa z "Tygodnika Powszechnego" oraz młoda dziennikarka Katarzyna Kolenda. U nas było całe centrum poza Kombinatem. Potem, kiedy strajk został rozbity, to centrum organizacji przeniosło się do Mistrzejowic. Tam działał Komitet Organizacyjny "Solidarności", u nas nie było już wolnych pomieszczeń.

spisał Andrzej Malik