Solidarność to znaczy razem

Strajk kwietniowo-majowy w 1988

Kiedy Walcownia Zgniatacz została zatrzymana, wtedy ja, młody elektryk pracujący na Walcowni Drobnej i Drutu, zostałem poproszony przez starszych kolegów, abym tam poszedł i dowiedział co się tam dzieje.

Na Zgniataczu w kantorku mistrzów gromadzili się pracownicy i zastanawiali, co należałoby dalej robić. Na początku mieli tylko jeden postulat - żądano podwyżek płac. Wtedy też została zgłoszona propozycja aby powołać zespół, który będzie koordynował strajkiem, a jednocześnie zajmie się przygotowaniem listy postulatów.

Wtedy to po raz pierwszy miałem możliwość spotkać Andrzeja Szewczuwiańca, który rozpoczął strajk włączając czerwone światło na mostku nr 2. Zwrócił się do mnie, czy wyrażę zgodę na wejście do Komitetu Strajkowego. Tak to się zaczęła moja przygoda, bo już nie wróciłem na stanowisko pracy.

 Pamiętam, że jak zaczęliśmy spisywać postulaty to różni ludzie różnie do tego tematu podchodzili. Jednym z postulatów było ponowne przyjęcie do pracy w hucie Mietka Gila, Staszka Handzlika, Edka Nowaka i Jana Ciesielskiego. Wśród kolejnych zgłoszonych postulatów znalazło się upomnienie o służbę zdrowia czy nauczycieli. Oczywiście rozumiano, że te akurat postulaty wykraczały poza możliwość realizacji przez dyrekcję Huty. Jednomyślnie przyjęto postulat reaktywowania związku zawodowego NSZZ Solidarność.

Bardzo szybko przywództwo strajku zostało zdominowane przez podziemne struktury Solidarności działające w Hucie. Powoli strajk rozlewał się po hucie. Najbardziej było dziwne, że Walcownia Gorąca pracowała non stop.

Kiedy różnymi sposobami dotarli do nas, strajkujących w kombinacie, koledzy Mietek, Staszek i Jasiu (Edek Nowak został poza hutą, aby koordynować przebieg wychodzących i przychodzących ze świata informacji) poczuliśmy się spokojniejsi. Wierzyliśmy, że strajk się uda i że musimy wygrać.

Chwilami mieliśmy trudne momenty, bo nikt do końca nie wiedział co zamierza Szewczuwianiec. Ponieważ jego opowieści mijały się chwilami z prawdą, Staszek Handzlik i Jasiu Ciesielski poprosili mnie, abym jeździł po wydziałach i kontrolował co mówi. Według mnie był on facetem o bujnej wyobraźni. Opowiadał o paleniu komitetów partyjnych, mówił że to on wysadził pomnik Lenina w Nowej Hucie, co tylko potwierdzało nasze przekonanie, że buja w obłokach. Miałem trudne zadanie, bo wiele razy musiałem prostować jego opowieści.

Podczas strajku cały czas miałem kontakt z moimi kolegami, którzy działali w strukturach podziemnych. Byli to: Andrzej Hudaszek, Tadeusz Małek, Zbigniew Dolicki, Jurek Ostałowski i wielu innych. Jak dziś niektórych z nich spotykam, to przypominają mi się chwile, jak mnie wtedy wspierali i jestem im za to bardzo wdzięczny. To oni w dużej mierze przyczynili się do tego, że ten właśnie strajk odwrócił bieg naszej historii i w konsekwencji doprowadził do zmian systemowych w Polsce. Nikt początkowo nie myślał, że historia tak się potoczy. Pacyfikacja, którą przeżyłem osobiście, okazała się ostatnią.

Następujące po niej aresztowania i represje były objawem słabości peerelowskiej władzy i uświadamiały nam, że bliski jest jej koniec. Ludzie będący u steru myśleli tylko jak i komu tę władzę przekazać, a jednocześnie zabezpieczyć siebie i swoje interesy. Tak też oceniam przygotowania do rozmów przy okrągłym stole, a zaliczam się do tych osób, które były zwolennikami rozmów z komunistami pomimo, że tyle złego z ich strony doświadczyliśmy.

Bardzo dużo już napisano i powiedziano o strajku kwietniowo-majowym w krakowskiej hucie, dlatego nie będę jego przebiegu opisywał. Chcę za to podzielić się odczuciami jakie towarzyszyły mi po aresztowaniu. Kiedy w nocy zawieziono nas na ul. Mogilską i przeprowadzano przez szpaler utworzony przez milicjantów z ich ust słyszeliśmy obraźliwe epitety. Szczególnie dotyczyły one Mietka Gila, którego wysyłali "na wieś do pługa".

Tak się stało, że umieścili mnie w jednej celi z Mietkiem Gilem i Tadkiem Pikulickim (obaj już nie żyją). Według mnie to nie był przypadek, a dobrze zaplanowana akcja. Kiedy chodziłem na przesłuchania usadawiali mnie przy oknie, abym mógł widzieć i zazdrościć ludziom spacerującym ulicami w pięknym słońcu. Podczas przesłuchań podejmowano próby oczernienia Mietka i innych oraz przekonywano mnie, jakimi to są złymi ludźmi. Jak oni nas oszukują i nie mówią prawdy, jak im się dobrze żyje, bo są finansowani z zagranicy, a my jesteśmy cały czas manipulowani przez starszych kolegów.

Kilkakrotnie proponowano mi podpisanie oświadczenia, po którym zaraz będę mógł wrócić do żony i dzieci. Tu muszę nadmienić, że największym moim zmartwieniem było, jak to wszystko znosi moja rodzina. Kiedy dostałem informację, że ks. Kazimierz Jancarz zorganizował słynny "Wikariat" stałem się spokojniejszy i byłem w stanie wiele znieść upokorzeń.

Cały czas dostawaliśmy informacje o tym, co się dzieje za murami i wiedzieliśmy jak wiele pracy inni wykonywali, aby nasze zatrzymania były jak najkrótsze. Po przewiezieniu mnie na Montelupich, co też po latach wyszło, znalazłem się w celi, która była filtrowana przez kapusia. Tu już dopuszczono nas do spotkań na spacerniku z innymi uczestnikami strajku. W więzieniu spotkałem Edka Nowaka, który nam dodawał otuchy mimo, że to jemu groził największy wyrok do odsiadki.

Postawa starszych kolegów w dużym stopniu nam młodszym dodawała siły do działania na rzecz walki o wolną, demokratyczną Polskę. Mam dużą satysfakcję, że w tym historycznym procesie uczestniczyłem osobiście i w jakimś stopniu przyczyniłem się do zmian w naszym kraju.

Boli mnie serce, gdy widzę ludzi, którzy nie dołożyli od siebie żadnej cegiełki, a dzisiaj w kraju mają najwięcej do powiedzenia. Niszczą nasze autorytety, a przy tym najwięcej korzystają z wolnej Polski.

Władysław Kielian