Solidarność to znaczy razem

Moje subiektywne spojrzenie...

Fakty były takie, że po tym gdy o strajku na Zgniataczu dowiedziałem się ja i moi koledzy: Staszek Handzlik, Janek Ciesielski i Mietek Gil, natychmiast spotkaliśmy się. Po potwierdzeniu, zdecydowaliśmy, że Staszek i Jasiek wchodzą do Huty, ja organizuję informacje na zewnątrz, a Mietek pozostaje schowany, na wypadek, że jak nas wygarną to ktoś musi dalej reprezentować jawne KRH. Tak się stało, tyle, że Mietek "nie wytrzymał" i wszedł 30-go do kombinatu.

Nie chcę wartościować pozycji każdego, ale wiadomo, że Szewczuwianiec był szefem i nawet po przejęciu kontroli strajku przez ludzi TKRH i jawne KRH, nie dokonano żadnych zmian, z oczywistych powodów. Faktem jednak jest także to, że jego rola została bardzo poważnie ograniczona; prawdę mówiąc przestał decydować. Wynikało to nie tylko z braku zaufania do niego ale także z tego, że on dążył przez pewien czas do zawarcia porozumienia ekonomicznego i tyle. Tymczasem po przedstawieniu postulatów opracowanych przez Maćka Macha w porozumieniu ze Staszkiem Malarą i Jankiem Żurkiem i włączeniu ich do Listy postulatów strajkowych a także upomnieniu się o zwolnionych, strajk stal się de facto solidarnościowy. Wg. mnie Szewczuwianiec z tym się pogodził i w gruncie rzeczy wtedy praktycznie przestał być aktywny, (częściej spał niż działał).

Przez pierwszych kilka dni Handzlik, Ciesielski a potem Gil nie byli ujawniani z powodów obaw o zachowanie się strajkujących, po prostu była obawa o tzw. "upolitycznienie strajku" co mogło zagrozić jego skuteczności a trwanie strajku było najważniejsze, ale ich rola była niepodważalna. Huta liczyła na strajki innych zakładów. Pozycja Gila w gruncie rzeczy wynikała z dwóch kontekstów: jego historycznej roli (przewodniczącego KRH, i więźnia politycznego) ale z drugiej strony z jego pasywności organizacyjnej. W tej sytuacji kluczowe role pełnili koledzy reprezentujący tajne struktury, w tym (wg. mnie) Maciek Mach, jako niekwestionowany ich lider i Staszek Handzlik, który cieszył się faktycznym autorytetem. Nie mówię, że inni się nie liczyli, ale znam kulisy i opinie, ze strajku. Oczywiście w takiej strukturze, były dyskusje, kłótnie, sprzeczne interesy, pomysły itp.
Trochę inaczej myślano na Zgniataczu, trochę inaczej na Karoseryjnej a jeszcze inaczej na Mechanicznym. Utrudnienia w swobodnej komunikacji także robiły swoje. Na strajku pojawiło się także kilka osób z zewnątrz, które także miały autorytet i wpływały na bieg spraw. Generalnie jednak działanie było spójne i właściwie z każdym dniem coraz bardziej konsekwentne, nawet po rozbiciu strajku i dalej. Maciek wypowiada się bardzo zdecydowanie, bo chce aby mówić o konkretnej robocie, decyzjach, a nie o "gdybaniu" i jak pisze szwendaniu się. Jego spotkania mogły i pewnie miały charakter mobilizacyjny (coś o tym wiem z grudnia 81). Inni widzą sytuację w kontekście celów strategicznych (strajk solidarnościowy, trwać jak najdłużej) a jeszcze inni komunikacji zewnętrznej (aby mówili, pisali, nagłaśniali). Ja sam, wiedziałem (w niektórych sprawach i czasami) więcej niż ci wewnątrz, bo miałem informacje z wszelkich możliwych stron ze środka, z Krakowa, Polski a także zagranicy. Czułem wręcz jak wielkie oczekiwania miała zagranica, oni pisali, że własnie komuna znowu chwieje się w posadach i to w Nowej Hucie, a takiej swojej siły pewnie nie uświadamiali sobie członkowie KSH, a co dopiero pojedynczy strajkujący. W tym wszystkim zdezorientowany pracownik, raczej ufający komitetowi, bo sam niewiele wiedział. Na zewnątrz także było podobnie, choćby w Krakowie, ile wysiłku wkładali niektórzy liderzy by pobudzić studentów, a czy udało się ...? Nie było jednak strajku okupacyjnego czy absencyjnego na uczelniach. Ze skóry wychodził Kurzyniec, WiPowcy, KPN-owcy, część NZSu, a inni raczej wyczekiwali, czekali aż samo się rozstrzygnie...Wiem, że to za długie, ale liczę na to, że was znudzę i dacie spokój tym wątkom!

Edward Nowak