Solidarność to znaczy razem

Jesienny piknik Sieci Solidarności

W sobotę 17 października oczekiwaliśmy złotej polskiej jesieni, pełnej barw, skrzeczącego ogniska w którym zamierzaliśmy upiec ziemniaki, pieśni snujących się w otaczającym nas lesie. Po przybyciu na miejsce przywitała nas mżawka. Spacery po pięknym jesiennym ogrodzie, pierwsze rozmowy. Zdecydowaliśmy, że ognisko zamienimy na ognisko domowe, na co gospodarze Basia, Jacek oraz ich syn Radek byli już wyraźnie przygotowani.

Udaliśmy się do pięknego z wielkim gustem urządzonego domostwa. Zaczęło się zwiedzanie domu, oglądanie pamiątek, wielkie zainteresowanie wzbudziła biblioteka, różne skałki, kamienie i inne pamiątki z licznych turystycznych wojaży gospodarzy.

Jedzenia i napitków było w bród, a nawet bardzo smaczne pieczone ziemniaki w folii oraz kiełbaski. Każdy coś tam przyniósł na wspólną ucztę. Potoczyły się dyskusje, wspomnienia. Pod kierownictwem artystycznym Staszka Handzlika odśpiewaliśmy mnóstwo piosenek, zaczynając od tego "że, nie chcemy komuny", co nie było żadną polityką, bo ta w Sieci jest zakazana. No może był jeden akcent polityczny, wszak w pikniku uczestniczył nasz kolega Józef Lassota - poseł i kandydat na następną kadencję, więc wszyscy zgodnie życzyli mu powodzenia, bo to wyjątkowej zacności kolega, który nie tylko jest członkiem zarządu Sieci i mimo różnych obowiązków bierze aktywny udział w jej pracach, ale także uczestniczy w zbiórkach żywności dla potrzebujących i jest fundatorem naszego funduszu socjalnego.Śpiewanie szło nam całkiem nieźle bo było przygotowanych wiele śpiewników, wydanych okazjonalnie z inicjatywy Sieci Solidarności, a więc wreszcie mogliśmy śpiewać więcej niż jedną zwrotkę i zamiast murmuranda były refreny. Nawet nieodłączne opozycyjne "Mury" zabrzmiały całkiem nieźle.

Napitki były przedniej klasy, z żyta, chmielu, z finlandii, z najróżniejszych owoców; toasty niezbyt liczne aczkolwiek ważne bona cześć gospodarzy i prezesa. Tylko żony nazbyt często nas napominały o ograniczenie spożycia. Zbyszek Ferczyk, zachwycony atmosferą spotkania i partyzanckimi piosenkami trochę się rozrzewnił,opowiedział mi, m.in. niezwykłe koleje losów innego obecnego seniora Cezarego Ruszczaka. Wyczerpani nadmiarem śpiewu zaczęli tworzyć kółka dyskusyjne, snuć się po pamiątkach gospodarzy, a najodważniejsi poszli nawet zbierać liczne opieńki rosnące w ogrodzie. Pies łasił się kolejno do wszystkich, oczekując nagrody. Dyskusje stawały się coraz bardziej doniosłe, więc był to widomy znak, że czas się zbierać. Zaczęły się pożegnania, które - jak wiadomo - w polskiej tradycji trochę trwają, a jeszcze "strzemienny", a jeszcze rozchodniaczek,itd. Na szczęście nad wszystkim czuwali zaklęci w drewnie św. Barbara i św. Jacek spoglądający na nas z górnej półki biblioteki.

Busik rozwiózł nas bezpiecznie do domów.

Już planujemy piknik wiosenny, a tymczasem wszystkim (a było nas ponad dwadzieścia osób), którzy pomimo kontrowersyjnej aury zechcieli przybyć na jesienny piknik Sieci Solidarności, dziękujemy za sympatyczne spotkanie "na skraju lasu".

[EEN]