Solidarność to znaczy razem

Ostatni, brutalnie zdławiony strajkw HiL

Przełomowe znaczenia dla ówczesnych przemian w Polsce miał strajk w kombinacie trwający w końcowych dniach kwietnia i spacyfikowany w sposób brutalny w nocy z czwartego na piątego maja 1988 r. W czasie strajku liderzy "Solidarności" bardzo często pojawiali się w Szklanych Domach: Mieczysław Gil, Stanisław Malara, Stanisław Handzlik, Edward Nowak, Kazimierz Fugiel i wielu ich kolegów. Spotykali się oni o różnej porze, czasem rano przed godziną piątą. Współpracowali ściśle z członkami Zespołu Duszpasterskiego. (...)

W czasie wspomnianego strajku otrzymałem list od Mieczysława Gila z prośbą o odprawienie Mszy św. w niedzielę pierwszego maja o godz. 11.00 dla robotników, którzy pozostają masowo w zakładzie pracy dla podtrzymania protestu wobec władzy. Zgodnie z prośbą wybrałem się wraz z O. Norbertem i emerytami ze służby liturgicznej: Panem Ludwikiem Patykiem i Władysławem Kłoskiem. Chcieliśmy zgodnie z przepisami przejść przez bramę na posiadane przepustki, ale nas zatrzymano, odebrano przepustki i zawrócono do domu. Panowie z tego powodu mieli wiele wezwań i przesłuchań. W tym dniu tylko ks. Kazimierz Jancarz i ks. Tadeusz Zaleski dotarli do środka zakładu, pokonując różne przeszkody, jak przeskakiwanie przez płot od tyłu kombinatu. W każdym razie Msza św. odbyła się zgodnie z życzeniami robotników. W tym dniu po południu odbył się podwójny pochód. Jeden utworzyli ludzie z osiedli będący na nabożeństwie za Ojczyznę w parafii św. Józefa na os. Kalinowym i udali się w masie w stronę kombinatu. Po drodze byli zatrzymywani i "rozbijani" przez siły porządkowe. Zabrano im obraz, który władze przekazały do Kurii Metropolitalnej w Krakowie, a Kuria do Parafii na Szklane Domy. Obraz wrócił do właścicieli Państwa Fuglów. Drugi pochód organizowali w tym samym czasie robotnicy strajkujący wewnątrz kombinatu z wydziału Zgniatacz. Oba pochody spotkały się przy zamkniętej bramie i przekazywały sobie kwiaty i pozdrowienia, śpiewając pieśni solidarnościowe i pieśń "Boże coś Polskę". W dniu czwartego maja przybyła delegacja Episkopatu na Szklane Domy na negocjacje pomiędzy Dyrekcją Kombinatu a liderami ruchu "solidarnościowego". W skład delegacji wchodziły następujące osoby: Halina Bortnowska, Jan Olszewski (późniejszy premier), Andrzej Stelmachowski (późniejszy minister szkolnictwa). Udali się oni na trudne rozmowy, aby zażegnać potężny kryzys pomiędzy strajkującymi a przedstawicielami Dyrekcji HiL. Zgodzono się, że masowość tego ruchu przybrała formę związku zawodowego i nie powinna być traktowana jako grupa zbałamucona przez wrogie siły socjalizmu. Wyrażono też nadzieję, że strajkujących nie należy pacyfikować, lecz z nimi rozmawiać. Gdy wieczorem delegacja powróciła z przeprowadzonych rozmów na parafię Szklane Domy, kończyła się w kaplicy Msza św. odprawiana za Ojczyznę z udziałem licznej rzeszy ludzi z racji święta św. Floriana - patrona hutników. Wokół kaplicy na ulicach "czuwały" szczególnie duże zgrupowania milicji i ZOMO. Przy kolacji toczyły się długie rozmowy z przedstawicielami "Solidarności", a delegacją na temat prowadzonych negocjacji. Andrzej Stelmachowski, prowadzący rozmowy, dawał znikome nadzieje na sukces i przychylał się do opinii, że władze są nieustępliwe i będą chciały siłowo rozwiązać ten konflikt. I tak się stało w nocy. Mimo ustalenia z władzami, że piątego maja w dalszym ciągu będą toczyć się rozmowy, przystąpiono do siłowego zdławienia strajku.

Rano o godz. 5.00, gdy Ojcowie Cystersi udawali się na wspólne odmawianie brewiarza, zobaczyli liczne grupy robotników zbierające się pod kaplicą na Szklanych Domach. Poturbowani robotnicy opowiadali, jak brutalnie się z nimi rozprawiono w nocy, z jakim hukiem wyważali bramy, mówili o aresztowaniach, o rannych. Coraz więcej gromadziło się ludzi w kaplicy, w salkach, na dziedzińcu. Prof. Andrzej Stelmachowski przez trzy godziny spisywał doznane krzywdy, jakich tej nocy doświadczyli poszczególni robotnicy i całe załogi na niektórych wydziałach. Wreszcie przerwał tę pracę i udał się z delegacją do Kurii Metropolitalnej w Krakowie, aby powiadomić Episkopat, co zaszło w Nowej Hucie. Gdy wróciłem z Kurii towarzysząc delegacji, w dalszym ciągu widziałem mnóstwo ludzi przebywających na dziedzińcu przed kaplicą. Ludzie bali się iść do pracy i w dalszym ciągu strajkowali. Rozpoczęli nową formę protestu. Gromadzili się, ale nie szli do pracy. Nie chcieli się poddać władzy komunistycznej, by nie stać się łupem państwa komunistycznego. W dalszym ciągu sytuacja była beznadziejna. Na drugi dzień zostałem wezwany przez milicję do komisariatu na osiedle Zgody, aby wysłuchać szeregu uwag wypowiadanych z goryczą, do czego prowadzą protesty "Solidarności" rozgłaszane w całym świecie przez Wolną Europę. Mówili: "Ile krwi «napsuła» informacja podana na Zachód przez ks. Tadeusza Zaleskiego, że szaty i naczynia liturgiczne zostały sprofanowane przez naszych ludzi w czasie stłumienia strajku na Kombinacie. Niech ksiądz popatrzy są spakowane, czyste, poukładane w najlepszym porządku, tak, jak je przejęły nasze służby. I kto podaje fałszywe oskarżenia". Usłyszałem jeszcze wiele innych uwag, sprowadzających się do ubolewania, do czego prowadzi taki rozwój sytuacji. W końcu im powiedziałem: "A jednak pałowaliście robotników i tym razem wyrządziliście krzywdę im i przez to wyrządziliście także szkodę władzy ludowej i dobru Polski. Nikt tu nie jest wygrany. Przy użyciu siły wszyscy przegrywają". Wróciłem do domu nieco przygnębiony tymi uwagami pełnymi goryczy, wypowiedzianymi przez ludzi starego systemu. Mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że majowy strajk w Nowej Hucie był ostatnim i bardzo mocnym ciosem wymierzonym w ideologię marksistowską. Stało się to może dlatego, że głównym trzonem protestu byli robotnicy wielkoprzemysłowi w Nowej Hucie, którzy według założeń ideologów mieli być awangardą tego systemu. Oni jednak masowo odwrócili się od tego sposobu sprawowania władzy, która wciąż deklarowała, że funkcjonuje w ich imieniu. Dla świata pracy było nie do przyjęcia to, co prezentowała tzw. "dyktatura proletariatu". Robotnicy chcieli być gospodarzami u siebie i gospodarzami samych siebie, z poczuciem odpowiedzialności za to, co dokonuje się w ich zakładzie pracy. Wiązało się to z poczuciem godności i pragnieniem odczytywania fundamentalnych prawd o człowieku, o wspólnocie osób, o wzajemnym współżyciu zabezpieczającym ich wspólne dobro. Dlatego bronili prawa do prawdy i do wolności. Kilka dni po majowym strajku, ksiądz kardynał Metropolita Krakowski za pośrednictwem Duszpasterstwa Hutników zaprosił wszystkich poszkodowanych, którzy doznali obrażeń fizycznych i wrócili z pogotowia lub szpitala. Zebrało się w domu Metropolity na Franciszkańskiej około pięćdziesiąt osób. Dzielili się oni przykrościami i cierpieniami, jakich doświadczyli w czasie strajku. Arcypasterz przekazał im wyrazy współczucia i powiedział do nich krzepiące słowa.

za Sowiniec, nr 41