Solidarność to znaczy razem

Wiosna nasza - kwietniowo-majowy strajk w Hucie im. Lenina

Huta im. Lenina w latach 80. stanowiła bastion "Solidarności", która funkcjonowała tutaj na trzech wzajemnie uzupełniających się poziomach. Były to: głęboko zakonspirowane kierownictwo Tajnej Komisji Robotniczej Hutników, działający w podziemiu Społeczny Fundusz Pomocy Pracowniczej oraz bardzo dynamiczne Duszpasterstwo Hutników na osiedlu Szklane Domy. Aktywność ta dotyczyła zresztą całej dzielnicy Nowa Huta, która - paradoksalnie - miała być wzorcowym przykładem socjalistycznego budownictwa i porządku: miastem bez Boga. Niezwykle ważnym miejscem, wręcz - jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli - kultowym, promieniującym na cały Kraków, było też Duszpasterstwo Ludzi Pracy, prowadzone przez ks. Kazimierza Jancarza w parafii pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego w Mistrzejowicach. Od 23 X 1986 r. funkcjonowała ponadto jawna Komisja Robotnicza Hutników, w której skład weszli jej dawni działacze: Mieczysław Gil, Stanisław Handzlik, Jan Ciesielski i Edward Nowak, na początku stanu wojennego zwolnieni z HiL.

Zaczęło się na Zgniataczu

Mimo to wybuch strajku pod koniec kwietnia 1988 r. był dla wszystkich zaskoczeniem. Protest ten był nieco spóźnioną reakcją na ogłoszoną 1 lutego drastyczną podwyżkę cen. Wprawdzie tuż po jej ogłoszeniu w HiL doszło do pewnych zaburzeń, lecz dyrekcja zdołała je uspokoić, organizując spotkania z załogą. Atmosfera w kombinacie była wówczas tak napięta, że starzy działacze "Solidarności" próbowali wywołać strajk, do czego jednak nie udało się wówczas przekonać załogi. Podczas lutowych rozmów popularność zdobył niezwiązany z podziemnymi strukturami "Solidarności", pracujący od kilku miesięcy na Wydziale Zgniatacza Andrzej Szewczuwianiec, i to on 26 kwietnia o godz. 9 poprzez włączenie czerwonego światła na suwnicy dał sygnał do rozpoczęcia strajku. Załoga wydziału w większości poparła inicjatywę Szewczuwiańca, a on sam stał się de facto przywódcą strajku. W początkowej fazie był to protest jedynie o podłożu ekonomicznym i roszczeniowym.

Stanisław Malara, jeden z czołowych animatorów działalności konspiracyjnej w HiL i współtwórca Społecznego Funduszu Pomocy Pracowniczej, tak wspomina początek strajku: "Na »mechanicznym« dowiedziałem się o strajku na »Zgniataczu«. Po powrocie na wydział Walcowni Blach Karoseryjnych spotkałem Kazia Fugla. Kaziu zapytał, czy strajk jest prawdą. Odpowiedziałem, że nie bardzo wierzę, bo nie było tam żadnej działalności, nawet nie miał kto odebrać sztandaru, który od dłuższego czasu przechowywałem".

Powiedziałem, że strajk zorganizowała "Solidarność"

Mimo zaskoczenia działacze "Solidarności" zareagowali błyskawicznie i to oni w ostatecznym rozrachunku podtrzymali strajk, a także zmienili jego charakter: "Kolega Maciej Mach, który był członkiem tajnej TKRH, zapytał mnie, czy mogę zostać po pracy, bo może stać się coś ważnego" - wspomina Jan Żurek, w 1988 r. pracownik Walcowni Blach Karoseryjnych HiL i od 1982 r. działacz struktur podziemnych NSZZ "S" w kombinacie - "Około godz. 14-tej zapytał, jakie postulaty od nas można by dołączyć do postulatów strajkowych. Ustaliliśmy wspólnie, że jeżeli strajk ma przetrwać, trzeba dołączyć postulaty dotyczące obrony interesów innych grup, nie tylko pracowników huty. Tak powstały postulaty »solidarnościowe«, mimo tego, że w tekście nie padło ani razu słowo »solidarność«. Z tymi naszymi postulatami Maciek poszedł po godz. 14 na Zgniatacz i dołączył do komitetu strajkowego […] Niedługo potem zadzwonił telefon (linia wewnętrzna huty) i usłyszałem, że rozmawiam z przedstawicielką amerykańskiej agencji informacyjnej Associated Press. Interesowało ją, kto zorganizował strajk i z kim rozmawia. Powiedziałem, że nie jest to sprawa jasna, kto zorganizował, ale będę coś wiedział za pół godziny. […] W tym czasie strajk na karoseryjnej już trwał, rozpoczęty zaraz po 14-tej przez kolegę Staszka Malarę, czyli »Solidarność«. Moja rozmówczyni zadzwoniła jeszcze raz. Powiedziałem, że strajk zorganizowała »Solidarność« ".

Wśród postulatów, jakie Mach przekazał na Zgniatacz, m.in. było żądanie podniesienia rekompensaty równoważącej podwyżkę cen do kwoty 12 tys. złotych dla wszystkich pracowników zatrudnionych w przemyśle, oświacie, służbie zdrowia oraz dla emerytów i rencistów.

Poza Walcownią Blach Karoseryjnych strajk wkrótce poparły Walcownia Drobna i Drutu oraz Wydziały Rur i Odlewniczy, a o godz. 18 do protestu przyłączył się także Wydział Mechaniczny.

Pierwszego lub drugiego dnia na teren huty przedostali się Jan Ciesielski i Stanisław Handzlik, który o wybuchu protestu został prawie natychmiast zawiadomiony telefonicznie przez Tadeusza Szczypczyńskiego. 28 kwietnia w hucie pojawił się Mieczysław Gil.

Ekstremalni działacze

Według krakowskiej SB udział Gila "spowodował radykalizację stanowiska strajkujących i zwiększenie nieustępliwości oraz podniesienie poziomu płaszczyzny organizacyjno-propagandowej […]". Bezpieka odnotowała również, że "Na przebieg strajku znaczny wpływ wywiera moralne poparcie i sugestie przekazywane przez L. Wałęsę i J. Kuronia, którzy manipulując ekstremalnymi działaczami jak S. Handzlik, E. Nowak, J. Ciesielski kształtują postawy i postulaty Komitetu Strajkowego. Według wypowiedzi przekazywanych przez w/w osoby strajkującym nie można wykluczyć eskalacji żądań i rozszerzenia akcji strajkowej. Z terenu Krakowa różne grupy społeczno-zawodowe i środowiska przekazują za pośrednictwem strajkujących bądź telefonicznie do uczestników protestu wyrazy solidarności i poparcia. M.in. odnotowano uchwalenie przez 23 tzw. intelektualistów w większości związanych z Klubem Inteligencji Katolickiej i katolickim "Tygodnikiem Powszechnym" oświadczenia konstatującego fakt strajku w HiL i uzasadniającego go potrzebą rzeczywistych reform gospodarczych, społecznych i politycznych. W zakończeniu tekstu tego dokumentu przekazywane są wyrazy solidarności i życzenie, aby protest przyczynił się do uzdrowienia sytuacji w Polsce".

Przyszli młodsi

W nocy z 4 na 5 maja strajk spacyfikowano zmasowanym i brutalnym atakiem ZOMO przy wsparciu oddziałów antyterrorystycznych.
Większość przywódców aresztowano i poddano wielogodzinnym przesłuchaniom. Później otrzymali sankcje prokuratorskie, przekraczające okres trzech miesięcy. Innym zatrzymanym uczestnikom strajku wytoczono kolegia, które orzekały kary do miesiąca aresztu albo grzywnę do 80 tysięcy złotych. Równocześnie poszukiwano członków KS, których nie udało się zatrzymać podczas pacyfikacji. Już wieczorem 5 maja ukrywający się Ciesielski i Handzlik wydali komunikat, w którym wezwali hutników do podjęcia strajku absencyjnego. Apel ten nie pozostał bez echa. Kontynuowany w tej formie protest w znacznie większym stopniu zdezorganizował pracę huty niż wcześniejszy strajk czynny.

Nie wiadomo, dlaczego władze zdecydowały się na rozwiązanie siłowe strajku. Faktem natomiast jest, że komunistyczna administracja szybko zrezygnowała z zastosowania drastycznych represji wobec jego przywódców. 16 maja zwolniono z aresztu wciąż przetrzymywanych sześciu działaczy KS. Być może miało to jakiś związek z analizami dokonywanymi przez SB, w których podkreślano, że "uwzględniając obecną sytuację społeczno-polityczną w KM HiL, wydaje się, że środki prawne przewidziane kodeksem karnym i kodeksem wykroczeń mogą jedynie spowodować skutki odwrotne do zamierzonych, nie tylko w Kraju, ale także na forum międzynarodowym".

Dla wielu pacyfikacja majowego strajku była kolejną porażką robotników w konfrontacji z komunistami. Jednakże, jak pisał trzy tygodnie później na łamach niezależnego "Hutnika" Maciej Szumowski w artykule pod znamiennym tytułem "Przyszli młodsi", "Jakże tu mówić o porażce czy klęsce, gdy Komitet Strajkowy zamienia się w Komitet Organizacyjny »Solidarności« […]" i: "Za sprawą ludzi z Nowej Huty Polacy wiedzą, że nie ma już innego wyjścia z sytuacji jak głębokie reformy polityczne, społeczne i gospodarcze".

Gazeta Polska, 11 czerwca 2008
Ewa Zając