Solidarność to znaczy razem

Zwycięstwo bez wystrzału - Jerzy Surdykowski

ZWYCIĘSTWO BEZ WYSTRZAŁU

Właśnie minęła osiemdziesiąta rocznica najtragiczniejszego z polskich powstań; spójrzmy na cały ich krwawy ciąg od Konfederacji Barskiej, po straceńczą walkę Armii Krajowej i klęskę Powstania Warszawskiego. Co z tego wynika?

Konfederacja była rebelią szlachty przeciw panoszeniu się Rosji, w obronie "złotej wolności" i sarmatyzmu, przeciw równouprawnieniu innowierców i próbom reform króla Stanisława. Ruch, który chciał cofnąć kraj o stulecie, nie mógł znaleźć poparcia w ówczesnej Europie, prócz przedrewolucyjnej Francji, ale ta była daleko. Przyśpieszył tylko rozbiór Polski.

Nie inaczej z powstaniem kościuszkowskim; rewolucyjna Francja - owszem - pochwaliła, lecz pomocy nie dała. Przeciw sobie powstańcy mieli trzy mocarstwa zaborcze, więc musiało się tak skończyć, jak znamy z historii. Powstanie listopadowe było nie bez szans, bo pod carskim berłem autonomiczne Królestwo Polskie zachowało sprawną armię, ale okazała się marnie i kunktatorsko dowodzona, choć silniejsza armia rosyjska popełniała jeszcze gorsze błędy. Nikt w Europie nas nie poparł; "Wiosna Ludów" 1848 roku miała dopiero nadejść, Prusy nie miały interesu w odbudowie Polski. Jedyne, co mimochodem uzyskano, to zwycięstwo rewolucji w Belgii, bo miały ją tłumić wojska rosyjskie. Ale czy dziś w Brukseli ktokolwiek o tym pamięta?

Powstanie styczniowe nie miało szans żadnych, bo - choć tylko antyrosyjskie - miało przeciw sobie wszystkich trzech zaborców. Pomoc obiecał jedynie pewien kabotyn, który przeszedł do historii jako Napoleon III, ale ani nie zamierzał ani nie mógł jej udzielić. Zresztą za kilka lat pobiją go Prusy.

Dopiero upadek wszystkich trzech mocarstw w 1918 roku stworzył szanse dla polskiej niepodległości i została ona odzyskana stosukowo niewielkim kosztem. Gdyby nie sprawdziły się rachuby Piłsudskiego o klęsce mocarstw centralnych to "ojcem niepodległości" byłby Sikorski lub inny oficer legionowy.

Ale już inaczej było z Powstaniem Warszawskim, bo znowu dwaj potężni wrogowie byli blisko, a sojusznicy daleko. Zniszczenie stolicy, męka jej mieszkańców, morze przelanej daremnie krwi były ceną za szlachetne, lecz nieziszczalne polskie marzenie o niepodległości.
Jeszcze dwanaście lat później w Poznaniu robotnicy w czerwcu chwytają za broń, aby - jak w każdej polskiej rebelii zbrojnej - zapłacić cenę daremnej krwi.

Ale właśnie wtedy coś epokowo ważnego stało się w świadomości Polaków; już w październiku 1956 roku na fali ogólnokrajowego poruszenia nie padają wystrzały, nie leje się krew. Może straszna ofiara Powstania Warszawskiego - śmierć miasta i setek tysięcy jego mieszkańców - zaowocowały nigdzie jeszcze niewypowiedzianym przekonaniem, że trzeba szukać innych dróg do wolności. W tym samym czasie na Węgrzech - tak samo jak my dążących do niepodległości - wybucha antysowieckie powstanie zbrojne, szybko zmiażdżone przez moskiewskie czołgi. Ale Węgrzy nie mieli za sobą daremnej ofiary Powstania Warszawskiego i pamięci o krwawej sekwencji polskich rewolucji XIX-wiecznych. Jeśli tu rzeczywiście leży przyczyna odmienności naszych losów, to duch "Solidarności" unosił się już nad październikowymi wiecami w Warszawie, Gdańsku. Krakowie i w całej Polsce, chociaż to słowo nigdzie jeszcze wtedy nie padło. Ale wtedy narodził się duch "samoograniczającej się rewolucji", która wyrzeka się chwilowo dążenia do niepodległości i daremnej walki zbrojnej, aby w drodze pokojowego nacisku, choć trochę poprawić położenie narodu. I tak się właśnie stało; pod presja niezbrojnych wieców władza w wielu sprawach ustępuje, a moskiewska zwierzchność - choć zgrzytając zębami - musi zmiany zatwierdzić. Rezygnacja z kolektywizacji wsi, zaprzestanie najbardziej dokuczliwych prześladowań Kościoła, poluźnienie cenzury i polityki kulturalnej sprawiają, że Polska staje się - jak powiadano wtedy - "najweselszym barakiem" ponurego "obozu socjalistycznego". Władza zaczyna się bać pokojowych protestów społecznych, a społeczeństwo zaczyna zdawać sobie sprawę z własnej siły. Dlatego - chociaż rządzącym udało się w 1968 roku skłócić studentów z robotnikami i rozbić ZOMO-wskimi pałkami studenckie wiece - to nawet ten niedokończony akt protestu przyniósł pewną poprawę położenia narodu. To samo trzeba powiedzieć o powszechnej fali strajków w grudniu 1970 toku; chociaż polała się krew, bo władzą użyła czołgów do "zaprowadzenia porządku", to znowu ustąpiła przed żądaniami strajkujących, To samo w czerwcu 1976 roku, chociaż do uspokojenia wystarczyły tylko palki. Dlatego w pełni pokojowy protest sierpniowy 1980 roku pod hasłem solidarności, na pierwszych miejscach swej listy żądań miał postulaty polityczne i zmusił władze do ustępstw niemieszczących się w ustrojowych granicach "realnego socjalizmu", stąd też by przywrócić ten "realsocjalistyczny" porządek, trzeba było w grudniu 1981 zaprowadzić stan wojenny i użyć niezawodnych czołgów.
System jednak był ostatecznie skompromitowany; w Polsce podmywała go potężna rzeka oporu podziemnej "Solidarności", a w świecie przegrana przez Kreml wojna w Afganistanie, upadek gospodarczy komunizmu i zbrojenia reaganowskiej Ameryki, którym Moskwa nie była w stanie sprostać. Dlatego stosunkowo słaba fala strajków w 1988 roku wystarczyła by zmusić władze do zgody na rozmowy "okrągłego stołu", a w konsekwencji na częściowo wolne wybory, które ostatecznie przegrała, tym bardziej, że coraz więcej ludzi tej władzy przechodziło na stronę "Solidarności". To piękny i znamienny zbieg okoliczności, że rocznica jej zaistnienia - podpisanie porozumień sierpniowych w 1980 roku - sąsiaduje w naszym kalendarzu z rocznicą Powstania.

Miał rację znakomity francuski historyk i socjolog Alain Touraine, gdy już w 1982 roku napisał: "Solidarność, to największy zryw wolnościowy, który dokonał się na świecie po II wojnie światowej, i jedna z najważniejszych spraw, które przydarzyły się ludzkości w drugiej połowie XX wieku". Dla nas jest ona ostatnim w długim szeregu polskich powstań. Ale pierwszym zwycięskim i jednocześnie niezbrojnym. Tak odbywają się rewolucje ery atomowej. Pokojowe zwycięstwo "Solidarności" przyniosło niepodległość nie tylko Polsce; także Węgrom, Czechom i Słowacji, wszystkim innym "barakom" byłego obozu. Otworzyło drogę dla zburzenia muru berlińskiego i zjednoczenia Niemiec, ostatecznie pogrążyło Związek Sowiecki.

Dlatego 4 czerwca 1989, dzień pierwszych i jedynych "półwolnych" wyborów powinien stać się trwale wpisanym w kalendarz naszym świętem narodowym.

Jerzy Surdykowski

21 sierpnia 2024

Jerzy Surdykowski (ur.1939) znany pisarz, dziennikarz i publicysta, działacz podziemnych struktur opozycji, po 1989 roku także dyplomata.

Biogramhttps://sss.net.pl/biogramun,surdykowski-jerzy,1164.html